sobota, 30 marca 2013

sempre insieme

śniło mi się że jestem w szkole zupełnie jak w tej na spokojnej, ale zajęcia są tu luźne i cały czas leseruję z Anią Z, palimy jointy w ubikacji, i idziemy na lekcję, na lekcji mamy czytać gazety ze zrozumieniem, patrze na gazety a tam same programy telewizyjne. dlaczego nie czytasz pyta nauczycielka, a ja że te zajęcia są bez sensu bo ja tu mam same programy telewizyjne, ona zmieszana przeprasza, ja też przepraszam bo klasa lekko oburzona, nikt się na mnie jednak nie gniewa, wszyscy mnie kochają. Wychodzę z lekcji bo mi się nudzi i zaczynam słyszeć głosy, nagle do mnie dociera, no tak, przecież obiecałeś sobie nic nie brać bo jesteś chory na schizofrenię, coś ty narobił? Ale jakoś głosy odchodzą ale wcześniej mówią mi że muszę jechać do domu do Trąbek. wychodzę ze szkoły przed szkołą wszyscy uczniowie stoją i pytają mnie co u mnie są mili, ten sen jest w ogóle tęsknotą do bycia popularnym takim jakim byłem w ogólniaku, mówię im że muszę wracać do domu i w tym momencie wzbijam się do góry, marihuana tak na mnie działa. Ale po chwili opadam na ziemię, idę ulicą i zakładam słuchawki z jakąś nieziemską muzyką, ale patrzę w moim kierunku idą dwaj policjanci, prosimy z nami na komisariat, idę z nimi, komisariat nowoczesny, przeszklony, ale z paprotkami, wypytują mnie o coś, ale ja z trudem kumam o co chodzi, próbuję wszystko zrzucić na schizofrenię, ale oni chyba się domyślają że jestem zjarany. Ale tak na prawdę to chyba nie chodzi im o przesłuchanie, ale o sam fakt bycia w moim towarzystwie, jest tu coraz więcej ludzi, to przeradza się w imprezę na moją cześć, jest super, wszyscy są szczęśliwi, wszyscy mnie poklepują po ramionach, rozmawiam z gospodynią posterunku ale dostrzegam kurz na paprotce, muszę już iść więc się żegnam ze wszystkimi. mówię coś staropolskiego, w stylu, obyśmy się w przyszłości spotkali i oby na paprotkach nie było kurzu. od razu gryzę się w język, gospodyni wrzeszczy "jak to przecież tu nie ma kurzu?" "ja myślałem o innym domu gdzie widziałem kurz" próbuję ratować sytuację "no tak to był faux pas" przyznaję, ale ona nie daje się ugłaskać. a jednak jakoś wszystko obraca samo się w żart bo wszyscy mnie kochają, żegnam się ze wszystkimi wylewnie z całowaniem, wychodzę, słyszę wiwaty i skandowania na moją cześć, nareszcie sam, "poczekaj" mówi do mnie dziewczyna z obcym akcentem, bardzo ładna blondynka "jadę z tobą" nie dowierzam, "ale czemu chcesz ze mną być?" "nie wiem, ale chcę już być z Tobą forever" "sempre insieme?"* pytam ze śmiechem? ona też się śmieje, budzę się... *zawsze razem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz